Rumunia na wakacje?

Rumunia na wakacje?

W Rumunii byliśmy ostatnio dokładnie 10 lat temu. I to przejazdem, w drodze do Bułgarii. Wtedy było tu dość egzotycznie. Kraj, a zwłaszcza drogi, były dopiero w budowie i remontach. Jechaliśmy dziesiątki kilometrów szutrami, staliśmy dosłownie na milionie wahadeł. Szczerze… to nie była przyjemna podróż. Całe te trudy wynagrodziła nam wtedy wizyta w Bran oraz Trasa Transfogaraska. Szczęki nam poobadały.  🙂

W tym roku postanowiliśmy wakacje spędzić właśnie tutaj. Dwa tygodnie eksploracji uświadomiło nam jak bardzo ten kraj zmienił się przez ostatnią dekadę. Widać to w wielu miejscach. Niestety idą za tym też negatywne skutki, takie jak komercjalizacja przyrody i zmiana jej w oblegane atrakcje turystyczne. Coś za coś. Myśleliśmy, do jakiego innego kraju można by porównać Rumunię. Najbardziej przypomina nam Gruzję na finansowych sterydach. Europejsko, ale widać jeszcze ślady komunizmu.

Postawiliśmy bardziej na walory przyrodnicze i pobyt wakacyjny, niż zwiedzanie miast i zabytków. Mimo, że przez to wiele rzeczy ominęliśmy to mamy powód żeby wrócić tu ponownie 😉

Zapraszamy w głąb naszego przewodnika, gdzie dzielimy się z Wami przeżyciami i mnóstwem praktycznych informacji…

Mapa z zaznaczonymi miejscami znajdującymi się w tym wpisie

Spis treści tej strony (ukryj)

Rumunia – Przyjazd

Rumunia nie jest jeszcze całkowicie w strefie Schengen, a przynajmniej jeśli chodzi o granice lądowe. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego i stanie 20 minut w kolejce na granicy, było dość dziwne. Oczywiście kontrola graniczna to czysta farsa 🙂, bo panowie celnicy oglądają tylko zdjęcia w dowodach, a czas bez sensu ucieka. Gorzej jest na powrocie. Węgierscy celnicy postanowili swoimi kontrolami w slow motion zmarnować nam 2 godziny.

Niby obydwa kraje w Unii, a kolejki jak za starych czasów.

Tak czy inaczej, mijamy granicę i docieramy na nocleg do miasta Satu Mare.

Satu Mare

Miasto, które przeszło widoczną metamorfozę od czasów komunizmu, ale zostawiło też perełki z poprzedniej epoki. Generalnie niewiele się tutaj dzieje. Jest to po prostu idealne miejsce na nocleg. Warto pospacerować po jego starej części i zobaczyć relikty architektury dawnych czasów.

Na nocleg wybraliśmy Bulevard Apartments w samym centrum miasta i możemy je z czystym sumieniem polecić. Trzeba rezerwować miejsce parkingowe na podwórku bo jest ich raptem 4 a apartamentów 18 🙂 W środku bardzo dobry standard za rozsądne pieniądze.

Rumunia – Kierunek… Morze Czarne

Z Satu Mare nad morze jest ponad 800 km, dlatego podzieliliśmy trasę na kilka dni. Przy okazji przejechaliśmy trochę północną Rumunię. To dobry pomysł z powodu dróg. Nie ma tam autostrad i jedzie się przeważnie przez tereny zabudowane. Ruch też jest spory, więc droga mija dość mozolnie.

Wesoły Cmentarz

Miejsce unikatowe na skalę światową. Kolorowe, ręcznie rzeźbione nagrobki z krótkimi historiami ludzi tam pochowanych. Co ciekawe, pisane są w pierwszej osobie, jakby ludzie opowiadali jak się tam znaleźli. Na terenie cmentarza znajduję się też piękna, kolorowa Cerkiew. Warto odwiedzić bo czegoś takiego nigdzie indziej nie zobaczycie 🙂

Historię tego miejsca przeczytacie tutaj.

Wejście kosztuje 10 RON od osoby.

PRO TIP

Miejsce znajduje się przy samej granicy z Ukrainą, więc zanim tam dojedziecie, wybierzcie w telefonie ręcznie, rumuńską sieć komórkową. Ukraińskie nadajniki są silne i łapią tam bardziej niż Rumuńskie. Przy automatycznym wyborze sieci na bank połączy Was z Ukrainą a koszty internetu będą wtedy niemiłą niespodzianką po powrocie do kraju.

Na nocleg w tym dniu wybraliśmy apartament w małym miasteczku Joseni. To dobre miejsce, prawie na wlocie do Przełomu Bicaz, który zaplanowaliśmy na dzień kolejny. Zatrzymaliśmy się w Fűzfa Apartman. Skromnie i swojsko 🙂 Wyposażenie i wystrój ala lata 80, ale bardzo czysto i przytulnie. Jest miejsce na samochód, jest balkon, 3 sypialnie + dodatkowe sofy w salonie więc może się tam zmieścić przynajmniej 7 osób.

Przełom Bicaz i Czerwone Jezioro

Północna Rumunia generalnie jest dość uboga widokowo. Większa część trasy wiedzie przez pospolite tereny, można by powiedzieć… nuda, nic ciekawego 😂 Dlatego na Przełom Bicaz byliśmy mocno napaleni, bo chciało nam się zobaczyć w końcu coś ciekawego i spektakularnego. Nie zawiedliśmy się, naprawdę jest pięknie.

Pierwsze ciekawe miejsce do którego dojedziecie, to Czerwone Jezioro. Jest to jezioro zaporowe, a konkretniej osuwiskowe. Powstało poprzez osunięcie się zbocza góry po trzęsieniu ziemi i to całkiem niedawno, bo w 1837 roku. Czerwony kolor nadają mu tlenki i wodorotlenki żelaza, ale szczerze… z brzegu zupełnie tego koloru nie widać.

Widać natomiast, że na dzielnicy żądzą kaczki 🙂 Jest ich tu pełno i bez cienia strachu podchodzą do ludzi. Wynika to oczywiście z tego, że zrobiono z tego miejsca typowy, komercyjny kołchoz. Stragany, knajpy i cuda na kiju. Ludzie je dokarmiają, więc ptactwo się nie boi.

Całe szczęście dookoła jeziora jest trasa, gdzie można odpocząć od zgiełku. Chociaż też nie do końca, bo przy straganach lokalsi wynajmują meleksy i co jakiś czas, jakiś przejedzie. Co zrobić… kasa musi się zgadzać.

Mimo wszystko, warto się tu zatrzymać chociaż na chwilę. Możecie zaparkować samochód na którymś z płatnych parkingów (15 RON) lub jeśli jest miejsce, za darmo przy drodze głównej.

Zaraz za jeziorem dotrzecie do Przełomu Bicaz. Zdjęcia tego nie oddadzą. To trzeba po prostu zobaczyć. Po drodze na pewno zauważycie najbardziej okazałą skałę Piatra Altarului, wznoszącą się na wysokość 1147 m n.p.m. Obecnie na jej szczycie stoi krzyż. Jednak za czasów komunizmu była tam wielka czerwona gwiazda 🙂 Czasy się zmieniają, ale jak widać, każdy chce ją wykorzystać do celów PR 😉

Wąwóz to kręta droga, długości 8 km otoczona stromymi klifami. Krótko, ale zjawiskowo. Warto 👍

Po przejechaniu przełomu, nocleg zaplanowaliśmy w Tecucci. Konkretnie w Hotelu Andra. W środku przypomina nieco starej daty hotele, które zawsze były w większym komunistycznym mieście. Równie dobrze mógłby się nazywać Polonez 😉

Wiecie o co chodzi… Gierek na pewno by tu bywał 🙂 Klimat lat 70 i 80, ale wszystko ładnie wyremontowane. Jak za 3 osobowy apartament, całkiem rozsądne pieniądze. Co nas zaskoczyło? Jedna z lepszych kuchni w Rumunii. Pod tym względem w tym kraju nie ma szału, ale o tym w podsumowaniu 🙂

Jedyny minus to brak parkingu. Niby piszą, że mają własny, bynajmniej jest to fikcja. Zaparkowaliśmy centralnie przed wejściem i pozwolili nam zostawić tak samochód na noc 🙂

Delta Dunaju

Kolejnego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu, wyruszyliśmy w kierunku delty Dunaju. Słyszeliśmy i czytaliśmy o tym miejscu na wielu blogach i forach. Czy też nas zachwyci? Sprawdzamy 🙂

Zaplanowaliśmy tam 2 noclegi, żeby na wycieczkę i odpoczynek mieć jeden pełny dzień. Dojechaliśmy do ostatniego miasteczka, do którego dociera droga. Dunavățu de Jos. Nie ma tam nic oprócz pensjonatów. Można powiedzieć… wieś. Jest za to cicho i spokojnie. Na pobyt wybraliśmy Cabanele Deltei. Na terenie znajduje się 6 drewnianych, dwuosobowych domków, wspólna kuchnia i jadalnia, parking oraz małe sady owocowe. W domkach łazienki i klimatyzacja. Super miejsce na bazę wypadową.

Wycieczkę zarezerwowaliśmy tydzień przed przyjazdem u Alexa, którego polecali jedni z blogerów. Dobrze mówi po angielsku, co w Rumunii jest ewenementem. No właśnie… na temat komunikacji językowej też więcej napiszemy w podsumowaniu 🙂

I tu zaczyna się historia, po której nie wiemy czy polecać Wam człowieka czy nie. Przed przyjazdem dogadaliśmy się na prywatną wycieczkę dla 3 osób w cenie 100€. Wieczór wcześniej, napisał że ma jeszcze 2 chętne osoby i czy zgodzilibyśmy się jednak na dokooptowanie, wtedy weźmie większą i wygodniejszą łódkę. Cena też będzie atrakcyjniejsza. Zgodziliśmy się, żeby nie robić niepotrzebnych problemów. W sumie 2 dodatkowe osoby to nie tragedia. Bez przesady. W cenie był też transfer w obie strony z pensjonatu do portu Murighiol. To też jak najbardziej na plus.

Tutaj musimy wtrącić PRO TIP

Do wyboru będziecie mieli kilka opcji długości wycieczki. Od 2,5 godzinnej do całodniowej 10 godzinnej. Uznaliśmy że dla nas krótka będzie zdecydowanie wystarczająca. Tutaj Alexowi trzeba oddać, że zaproponował nam świetną opcję dodatkową. Początek wyprawy o 7:00 rano. Było to genialne rozwiązanie. Z portu wypłynęliśmy jako jedyna łódka, a na szlaku, oprócz rybaków, nie było żadnej innej z turystami. Cisza i spokój. Poza tym słońce jest jeszcze nisko i widoki są bajeczne. Kiedy wracaliśmy koło godziny 9:30 na trasie zaczynał się już duży ruch.

Ale nie uprzedzajmy faktów… cytując klasyka 🙂 Alex dowiózł nas do portu i kazał iść za Wiktorem do łódki. On pojechał jeszcze po te dodatkowe osoby.

Wiktor to starej daty, miejscowy marynarz 🙂 Widać było, że zna kanały jak własną kieszeń, ale oczywiście ni w ząb po angielsku. Myślimy… no trudno, ważne że będzie Alex.

I tu sprawy nabierają tempa…😏 Przyjechał Alex, ale z 8 osobami, wypchnął łódkę i tyle go widzieli 😳

Co tu się właśnie odwaliło? Nie taka była umowa. Tak czy inaczej, utknęliśmy w autobusie pełnym turystów z Wiktorem 😂 Po drodze opowiadał oczywiście o delcie, o ptactwie i zapewne o wielu innych ciekawych rzeczach… tyle, że po rumuńsku 😂 Nie mamy pojęcia o czym mówił 🤷‍♂️

Po tej historii musicie zadecydować sami czy warto czy nie warto wykupić u niego wycieczkę po delcie. Są plusy i minusy. Ogólnie nie było źle, ale nijak miało się to do początkowej umowy, a nawet do aneksowanej dzień wcześniej. Kontakt WhatsApp do Alexa: +40760183280

Zapłaciliśmy po 100 RON od osoby, więc po 90 a nie 150 zł. Ludzi którzy organizują tam rejsy jest mnóstwo, problem jest tylko w tym, żeby znaleźć kogoś anglojęzycznego. Decyzja należy do Was.

Popłyńmy o 7:00 rano, będzie fajnie… mówili 😂

Trochę o samej delcie… druga co do wielkości europejska delta, na terenie Rumunii i Ukrainy. Wpisana na listę UNESCO i rezerwatów biosfery. Na jej terenie żyje ponad 300 gatunków ptaków, ponad 1200 gatunków roślin i 85 gatunków ryb słodkowodnych. Występują też wilki, dziki, dzikie konie i inne drobniejsze ssaki. Przyrodniczo piękny region, który warto zobaczyć. Dla fanów ornitologii czy obcowania z dziką przyrodą, miejsce na kilka dni albo i tygodni 🙂 Nam, wygodnym, wystarczyło 2,5 godziny 😉 Na pewno było warto i polecamy 👍

Rumunia – Morze Czarne

Nad morzem Czarnym postanowiliśmy spędzić 3 pełne dni w ramach mini urlopu. Jedynym miejscem i zarazem mega kurortem jest pas wybrzeża od Năvodari do Konstancy. To takie polskie Międzyzdroje. Odpoczywa tu śmietanka Rumunii jak i klasa średnia. Tłok jest olbrzymi, a parasole z leżakami ciągną się na odcinku około 8 km.

Zatrzymaliśmy się nad samym morzem w Mamaia-Sat. Mamaia to mierzeja podobna do Helu, z tym że z jednej strony morze, a z drugiej jezioro Siutghiol.

Tu widać piniądz 🤑 Laski stroją się jak Beyoncé 😂 Bananowe dzieci rozbijają się super furami tatusiów, a tatusiowie przyjeżdżają z nowymi modelami młodych mamusiek po gruntownym tuningu 😂 Zasada jest jedna… grubo albo wcale. Nie oceniamy, stwierdzamy tylko fakty 🙂

Nikt tu nie oszczędza a ceny są mocno europejskie. Za jeden leżak trzeba zapłacić 100 RON/dzień (około 90 zł), ale przy dwóch osobach jest już zniżka i płaci się jedyne 80 RON/dzień 😂 W weekend o godzinie 11:00 wolnych leżaków już brak.

PRO TIP

Jeśli chcecie mieć leżaki w pierwszej linii brzegowej, to niestety musicie położyć ręczniki najpóźniej
o 6 rano 😂 Ta tradycja działa również tutaj 😉

W restauracjach ceny również ze światowych kurortów. Tutaj Europa dotarła pełną gębą. W porównaniu z biedniejszymi, północnymi regionami, to jest inna czasoprzestrzeń. Co ciekawe, po rejestracjach widać że 90% to Rumunii, jakieś 8% to Ukraińcy a pozostałe 2% to reszta świata. Zastanawia nas tylko, dlaczego nie wyjeżdżają na wakacje np. do innych krajów Europy, skoro ceny są porównywalne. Bariera językowa? Patriotyzm? Ciekawe 🤔

Restauracja, którą możemy z czystym sumieniem polecić to Signature Restaurant. Bardzo dobre jedzenie, bardzo ciekawe wnętrze i super obsługa.

Baza noclegowa jest naprawdę bardzo bogata. Wiadomo, im bliżej morza tym drożej. Tak naprawdę po przejechaniu całej Rumunii, tutaj po raz pierwszy widzieliśmy dźwigi. Apartamentowce budują się na potęgę.

Znajdziecie tu całą masę opcji. Od pięciogwiazdkowych aparthoteli i apartamentów po trzygwiazdkowe. Każdy znajdzie coś dla siebie. Czy warto tu wypoczywać? To już inna kwestia. Kto co lubi 🙂 My z wielką ulgą opuszczaliśmy Mamaia-Sat 😉

Konstanca

Będąc nad Morzem Czarnym, można odwiedzić Konstancę. Największe miasto i port na wybrzeżu Rumunii. Czy warto? Hmmm… owszem, jest parę ciekawych zabytków, ale samo miasto zupełnie bez klimatu. Naszym zdaniem nie ma tego czegoś w sobie. Jest nijakie. Główny plac starego miasta (Plac Owidiusza) jest po prostu brzydki, natomiast wybrzeże przy Kasynie bardzo ładne. Oczywiście zachęcamy do wyrobienia sobie własnego zdania 😉

Co warto zobaczyć? Kasyno (jeszcze w remoncie) i promenadę, Katedrę Św. Piotra i Pawła i rzymskie ruiny przed nią, Wielki Meczet, Plac Owidiusza (bo jest po drodze 🙂), Muzeum Historii Narodowej i Archeologii, Muzeum Folkloru (ale raczej tylko z zewnątrz 😉, chyba że ktoś interesuje się folklorem Rumunii) i Park Miejski z monumentalnym Pomnikiem Zwycięstwa 🙂

Ciekawą opcją dla dzieci jest Lunapark oraz 3 km kolejka gondolowa z obrzeży miasta do Mamaia.

Kasyno w Konstanca
Katedra Św. Piotra i Pawła
Muzeum Folklorystyczne
Pomnik Zwycięstwa

Rumunia – Trasy widokowe i kopalnie soli

Opuszczamy kurort i kierujemy się w kierunku trasy Transfogaraskiej. Po drodze są jednak jeszcze dwie atrakcje, które naszym zdaniem warto zobaczyć.

Błotne wulkany w Berce

Bardzo ciekawe miejsce z wręcz księżycowym krajobrazem. Wulkany błotne są unikalne na skalę światową i występują w niewielu miejscach na ziemi. Tworzy je gaz ziemny, który przebija się przez warstwy wód gruntowych, iłów i mułów. Po zmieszaniu powstaje błoto wylewające się powoli na powierzchnię. Z biegiem czasu, formuje się charakterystyczny stożek. Błoto nie jest gorące, a erupcje nie są gwałtowne. To raczej powolne bulgotanie sosu w garnku 🙂

W okolicach jest kilka takich miejsc, ale najbardziej ucywilizowane jest Vulcanii Noroioși Pâclele Mari.

Jest parking i co najważniejsze… nie jest to miejsce popularne wśród turystów 😉

Za parking i wejście na 3 osoby zapłaciliśmy w sumie 12 RON (około 10 zł).

Kopalnia Soli Prahova

Na nocleg zatrzymaliśmy się w Hotel Roberto Slanic Prahova. Bardzo przyzwoity hotel, ale kiepskie jedzenie.

Niewątpliwą jego zaletą jest odległość do Kopalni Soli Prahova. 600m na piechotę i jesteście na miejscu.

Bilety do kopalni kupiliśmy 2 tygodnie wcześniej przez internet i zwiedzanie zaplanowaliśmy na kolejny ranek po przyjeździe. Kupicie je na stronie easy2visit.com. Są tam dostępne też bilety do innych atrakcji w Rumunii.

Koszt: 52 RON/osoba (około 47 zł)

Salina Slănic Prahova to mniej znana kopalnia soli w Rumunii, a największa w Europie. 200 metrów pod ziemią wykuto wysokie na 54 m trapezowe komory. W ten sposób powstała monumentalna jaskinia solna. Przypomina to bazę obcej cywilizacji. Panuje tutaj stałe, rześkie 13 stopni 🙂 Nie zjeżdża się tu windą, ale busem, spiralną dwupasmówką 🙂 Dodatkowa atrakcja 😉 (busy odjeżdżają z tego miejsca). Nie jest to typowe zwiedzanie kopalni. To jest miejsce piknikowe 🙂 Dmuchańce dla dzieci, planetarium, knajpy, bilard, stoły do ping-ponga, leżanki relaksacyjne, czyli pełen zakres atrakcji. Sporo ludzi spędza tu przynajmniej kilka godzin. Nam wystarczyło 50 min. 😂

Warto zobaczyć, miejsce jedyne w swoim rodzaju.

Po wycieczce, ruszyliśmy do kolejnego noclegu, na południowym końcu Trasy Transfogaraskiej.

Zatrzymaliśmy się w THR Hotel w miejscowości Curtea de Argeş. Bardzo przyjemne miejsce w centrum miasteczka z dobrym jedzeniem i parkingiem.

Trasa Transfogaraska

Transfogaraska, znana również jako DN7C, to jedna z najbardziej spektakularnych tras widokowych w Europie i absolutna perełka Rumunii. Słyszał o niej każdy. Wybudowana w latach siedemdziesiątych na rozkaz dyktatora, Nicolae Ceaușescu, pochłonęła olbrzymie nakłady finansowe oraz ludzkie. Oficjalnie przy jej budowie zginęło około 40 robotników. Jak było naprawdę? Nie wiadomo. Celem było stworzenie strategicznego szlaku przez Karpaty, łączącego Wołoszczyznę z Transylwanią. Trasa ma 90 km długości a jej najwyższy punkt znajduje się na wysokości 2024 m n.p.m.

Moglibyśmy napisać, że przejażdżka Transfogaraską to niezapomniane przeżycie, że droga wije się serpentynami, przecina tunele i mosty, a na każdym zakręcie odsłania się nowy, oszałamiający widok. To wszystko i tak nie odda tego WOOOW 😲 które widzi się na miejscu. To trzeba przeżyć ‼️

PORADA

10 lat temu pokonaliśmy ją z północy na południe. W tym roku ruszyliśmy z południa na północ. Jeśli mielibyśmy Wam doradzić, to trasa na północ jest chyba lepsza. Bardziej widokowa.

Co Was czeka na trasie:

Niedźwiedzie

Na południowej części trasy spotkacie je co kilka kilometrów. Samotne sztuki oraz matki z młodymi. Dlaczego? Dlatego, że ludzie zatrzymują się samochodami i rzucają im jedzenie. To dla nich łatwy pokarm więc chętnie wychodzą do drogi. O ile w samochodach ludzie czują się bezpiecznie, to motocykliści już mniej, a rowerzyści mają pełne gacie. Niestety, głupota ludzka nie zna granic i nie boimy się nazwać tego po imieniu. Strach też zatrzymać się w zatoczkach piknikowych bo niedźwiedzie są naprawdę śmiałe. No cóż… kwestią czasu jest jakaś tragedia.

Twierdza Poenari

Dawna twierdza Włada Palownika, zwanego również Drakulą. Ruiny zamku położone są na stromej skarpie, a dotarcie do nich wymaga pokonania 1480 schodów. Widać ją z trasy, ale widok podobno rekompensuje wysiłek. Nie sprawdzaliśmy, litości… jesteśmy wygodni 😂 Kiedyś na pewno zrobią na szczyt kolejkę 😉 Tak czy inaczej, to ten prawdziwy zamek Drakuli. Drugi, turystyczny, jest w miejscowości Bran. Bardzo urocze miasteczko i zamek też warty odwiedzenia.

Tama i jezioro Vidraru

166 metrowa tama z 1966 roku, która jest oczywiście elektrownią wodną. Z jej okolicy można podziwiać naprawdę niesamowite widoki na jezioro Vidraru. To jedno z topowych miejsc na trasie. Ciężko zaparkować, ale naprawdę warto się zatrzymać.

Jezioro Bâlea

Lodowcowy zbiornik otoczony szczytami w najwyższym punkcie trasy. Warto się zatrzymać, ale nie jest łatwo. To najbardziej oblegane miejsce. Parkingi pękają w szwach, a mnóstwo straganów z pamiątkami nie pomaga. Alternatywą jest kolejka linowa. Można zjechać do stacji poniżej i wjechać około 3km do górnej stacji nad jeziorem. Oczywiście jeśli macie odpowiednią ilość czasu. Na dole nie ma takich tłumów, a i przejażdżka nad trasą na pewno dostarczy wielu doznań wzrokowych 🙂

Droga

Oczywiście sama trasa jest piękna widokowo i dostarcza niesamowitych doznań. Jest to na pewno jedna z ładniejszych dróg w Europie i warto chociaż raz się nią przejechać. Transfogaraska jest otwarta tylko od czerwca do października – w pozostałych miesiącach jest zasypana śniegiem i nieprzejezdna.

Transalpina

Transalpina, znana również jako DN67C, to jedna z najwyżej położonych i najbardziej malowniczych tras drogowych w Rumunii. Przebiega przez pasmo górskie Parâng w Karpatach i osiąga wysokość 2145 m n.p.m. Podobnie jak Transfogaraska łączy Wołoszczyznę i Transylwanią, ale jest od niej dłuższa (148 km) i widokowo zupełnie inna. Otwarta jest od czerwca do października.

Za czasów rzymskich służyła jako szlak handlowy i militarny. Swoje obecne znaczenie droga zyskała w latach 30. XX wieku, kiedy została przebudowana na polecenie króla Karola II. Miejscowi nazywają ją „Drumul Regelui” – Droga Króla. W czasach komunizmu zapomniana i używana głównie przez miejscowych. Dopiero w XXI wieku Transalpina przeszła gruntowną modernizację, zyskując asfaltową nawierzchnię i stając się jedną z największych atrakcji turystycznych Rumunii.

Warto zatrzymać się w kilku miejscach. Jezioro Oașa, zapora Tau-Bistra, czy przewyższenie trasy, to tylko niektóre z nich. Piękne widoki i kręta droga, to co tygryski lubią najbardziej 🙂

Tego dnia przejechaliśmy obydwie trasy. Nie polecamy, to jednak dosyć męczące. Oczywiście do zrobienia, ale lepiej przeznaczyć sobie po jednym dniu na każdą z nich. Tym bardziej, że oddalone są od siebie o 110 km. Nas niestety gonił czas, więc wyjechaliśmy z Curtea de Argeş około 9:00 a do następnego noclegu, na końcu Transalpiny, dotarliśmy około 19:00.

Zatrzymaliśmy się w pensjonacie Adrian w Bercesti. Bardzo przyjemne miejsce trochę na odludziu, z parkingiem i basenem. Jedyny minus to słabo wyposażona kuchnia, ale do przeżycia.

Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Polski. Po drodze zaplanowaliśmy jednak jeszcze dwie atrakcje, które chcieliśmy zobaczyć.

Zamek w Hunedoarze

To średniowieczna budowla, wzniesiona przez Jánosa Hunyadiego, jednego z najbardziej wpływowych władców tamtych czasów. Gotycka architektura pomieszana z elementami renesansu i baroku. Z zewnątrz ma wręcz bajkowy wygląd. Przypomina nawet trochę zamek z czołówki Disneya 😏 Legenda głosi, że to właśnie tutaj miał być więziony Wład Palownik, znany jako pierwowzór Drakuli. Warto odwiedzić, bo to jedna z perełek Rumunii.

Wstęp około 39 zł/osoba.

Na nocleg zatrzymaliśmy się w bardzo ciekawym pensjonacie Wineyards Salin w pobliżu kopalni Salina Turda. Obiekt położony na wzgórzu, wśród winnic i sadów, oferujący od niedawna namioty glampingowe. Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie spróbowali tego typu noclegu 😏 Ma to swoje wady i zalety… w dzień strasznie gorąco, klimatyzacja nie ma szans na schłodzenie takiego namiotu. Może gdyby była bardziej wydajna. Brak drzwi do łazienki, trochę dziwnie przy 3 osobach 😂 Ale są i zalety… w nocy bardzo przyjemna temperatura w środku, no i ten widok wieczorem i rano 😍

Na razie jest dostępny jeden namiot, ale budują się już 2 następne.

Pensjonat ma jeszcze jedną wielką zaletę… wjazd do niego znajduje się dosłownie 50m od wejścia do kopalni, o którym mało kto wie 😏 To dlatego, że jest on położony dokładnie nad kopalnią. Ale o tym nieco dalej 😉

Salina Turda

O tej kopalni słyszał na pewno każdy. To jedna z największych atrakcji Rumunii. Funkcjonowała od czasów rzymskich aż do początku XX wieku. To nie jest zwykła kopalnia soli, Salina Turda to podziemne miasto gdzie znajduje się… park rozrywki 😏 a nawet jezioro po którym można popływać łódkami. Główne komory kopalni, Rudolf i komora Teresa, mają wysokość kilkudziesięciu metrów i geometryczne kształty, więc zmieścił się tam diabelski młyn. Oczywiście turystów cała masa więc do windy na górę czeka się ponad godzinę 🤦‍♂️😂 Można też wejść schodami, ale łatwo nie jest 😂 Oczywiście polecamy zobaczyć, bo jest to niewątpliwie cud inżynierii.

PRO TIP – WEJŚCIE BEZ KOLEJEK

Salina Tudra to bardzo oblegana atrakcja szczególnie w wakacje. Po pierwsze zachęcamy do zakupienia biletów online dużo wcześniej. Kupicie je na tej stronie. Mając nawet bilety kupione przez internet, może Was czekać długa kolejka do głównego wejścia i możecie mieć spory problem z zaparkowaniem.
Ale jest inny sposób 😏 Wejście starym wejściem, które jest cały czas czynne i znajduje się tutaj.
Jest tam też parking i można zaparkować przy ulicy. Oszczędzicie sporo czasu, a dodatkową atrakcją będzie przejście 500 m korytarzem do serca kopalni. Nie ma za co 😉

Ostatni nocleg w Rumunii zaplanowaliśmy znowu w Satu Mare. Tym razem zatrzymaliśmy się w apartamencie Olimpia Residence District. Ładny i wygodny apartament, prywatny parking i dość blisko do centrum.

Podsumowanie

Rumunia na wakacje?

I tak i nie 🙂 Generalnie Rumunia ma wiele do zaoferowania i warto się do niej wybrać. To kraj pełen kontrastów, który zachwyca swoim pięknem i różnorodnością. Naszym faworytem jest zdecydowanie Transylwania, region, który słynie nie tylko z legendy o Drakuli, ale również z malowniczych zamków, średniowiecznych miasteczek i górskich krajobrazów. Delta Dunaju, wpisana na listę UNESCO, jest jednym z najważniejszych rezerwatów biosfery na świecie, gdzie można obserwować setki gatunków ptaków i unikalne ekosystemy. Karpaty są przepiękne, a trasy widokowe spektakularne.

Czy odwiedzać ją w wakacje? Zdecydowanie nie.

W internecie co raz przewijają się reklamy typu: odwiedź dziewiczą jeszcze Rumunię, wolną od tłumów turystów. I zapewne tak jest, ale poza sezonem. Przyznajemy, że zagranicznych turystów jest tam jeszcze naprawdę mało. Niemniej jednak Rumunii w ciągu ostatniej dekady mocno się wzbogacili i podróżują po kraju na potęgę. Wszędzie jest mnóstwo ludzi. Jeśli komuś to nie przeszkadza to lato jest dobre ze względu na pogodę, chociaż doświadczyliśmy 40 stopniowych upałów. Mało przyjemnie 🙂

Drogi

Ogólnie nie jest źle, ale…

Przejechaliśmy po Rumunii ponad 2500 km, więc możemy się wypowiedzieć. Autostrad jest niewiele. Przeważnie między punktami będziecie się przemieszczać drogami krajowymi różnych kategorii. Bywają dziurawe i to nawet bardzo. Kolejna rzecz to tereny zabudowane. Ciągną się czasami non stop 160 km, więc szybko się nie pojedzie. Nasza rada: trzymajcie się miejscowych, wydaje się, że ich ograniczenia prędkości nie dotyczą 😉 Patrol z radarem spotkaliśmy tylko raz. Jeśli chodzi o styl jazdy to jest zdecydowanie lepiej niż 10 lat temu, ale nadal zdarzają się kierowcy z fantazją i brakiem wyobraźni. Trzeba uważać szczególnie w górach. Najgorzej jest u nich z parkowaniem. Robią to bezmyślnie i gdzie popadnie, blokując często wyjazd innym samochodom. Miejcie to na uwadze zostawiając gdzieś samochód.

Litr benzyny kosztuje około 6,70 zł/l. Paliwo najtańsze jest w większych miastach i miasteczkach.

Jedzenie

Tutaj z wielkim rozczarowaniem musimy stwierdzić, że w jedzenie to nie bardzo potrafią 🙂 Jedliśmy od małych, lokalnych knajpek przy drodze, po topowe restauracje nad Morzem Czarnym i restauracje hotelowe. Przez 2 tygodnie udało nam się zjeść dobrze 3, może 4 razy. Porównując z Gruzją, Marokiem czy Jordanią, jest to przepaść. Warto jednak spróbować kilku lokalnych dań, żeby wyrobić sobie swoje zdanie. Tym bardziej, że nie wiemy… czy to ich kuchnia jest niedobra, czy po prostu w większości miejsc nie dbają o jakość i nie potrafią tych dań przyrządzić. Najbardziej popularnymi są:

Ciorba de burta – czyli flaki po rumuńsku. Podawane są z ostrą papryką do przegryzania i gęstą śmietaną. Jest zabielana i właściwie mdła. Jadłem ją w 3 miejscach, żeby sprawdzić czy w każdym regionie smakuje tak samo. Zjadliwa była tylko w Satu Mare w restauracji w galerii handlowej 😂 Smakowała jak jarzynowa z flakami 😏 Nawiasem, każda zupa to ciorba 🙂

Sarmale – czyli mini gołąbki z mięsem i cebulą. Liście kapusty są kiszone, więc nadają fajnego smaku. Podawane są oczywiście ze śmietaną i mamałygą. To danie zdecydowanie warto spróbować.

Mamałyga – czyli włoska polenta. Kukurydziana kasza, którą podają właściwie do wszystkiego. U nas królują ziemniaki, u nich właśnie polenta. Właściwie nieprzyprawiona masa bez smaku 🙂 Tak bym ją określił. Jedyna wersja, która mi smakowała, to smażona z sosem grzybowym (na zdjęciu) 😏

Omlety – śniadanie w Rumunii to przede wszystkim omlet. Najczęściej z wieloma dodatkami… krojoną kiełbaską, papryką, cebulą, żółtym lub nawet białym serem. To im wychodzi dobrze 🙂

Mici – czyli małe, grillowane kiełbaski bez skórki. Robi się je z trzech rodzajów mięsa: baraniny, wieprzowiny i wołowiny, z dodatkiem cebuli, czosnku i przypraw. Jedliśmy wersje przepyszne i ohydne 😂 Polecamy spróbować. Jeśli dobrze traficie to naprawdę palce lizać 😉

Papanasi – czyli tradycyjny, rumuńsko-mołdawski deser. Serowe pączki ze śmietaną i dżemem. Słodkie jak diabli i mają milion kalorii, ale naprawdę dobre 🙂 Polecamy brać jedną porcję na conajmniej 2 osoby, bo jedna nie da rady 😉

Kołacze – to ciasto wypiekane na drewnianym wałku pod żarem. Dzięki temu po zdjęciu, powstaje charakterystyczna tuba. Są z różnymi posypkami i przyznam, że zajadałem się nimi jak dziecko 🙂 To potrafią robić dobrze i wszędzie smakuje 😉

Miejsca które możemy polecić: Restauracja Capricci (mamałyga) w Satu Mare w galerii handlowej, Hotel Andra (pyszne żeberka) w Teccuci, Signature (burgery) i Amely Lounge (pyszna ryba) w Mamaia-Sat oraz restaurację w THR HotelCurtea de Argeș.

Koszty

Koszty przy trzech osobach dorosłych, dwutygodniowy wyjazd. Nie wliczamy apartamentu nad morzem, ponieważ był w pierwszej linii brzegowej, więc był drogi. Można wynająć dużo taniej. Nie wliczamy też wydatków na jedzenie, bo to kwestia indywidualna ile i do jakich restauracji się chodzi. Średnio obiad w lokalu kosztuje 80 RON/osoba (około 72 zł)

Paliwo (w sumie z dojazdem przejechane 3500 km) + winieta1750 zł
Noclegi (bez apartamentu nad morzem)3770 zł
Leżaki nad morzem (3 dni)650 zł
Bilety wstępu i wycieczka po Delcie Dunaju600 zł
RAZEM6770 zł
Udostępnij wpis

Zobacz również

Cypr w listopadzie – Pafos
Cypr
Cypr

Cypr w listopadzie – Pafos

Durres gdzie zjeść?
Albania
Albania

Durres gdzie zjeść?

Albania All Inclusive
Albania
Albania

Albania All Inclusive

Social media

Witamy serdecznie 🙂 Nazywamy się Wygodni… i jesteśmy wygodni 🙂 Po 40-tce zaczęliśmy korzystać z życia i dość intensywnie podróżować. Na naszym blogu znajdziecie dużo informacji, które na pewno przydadzą Wam się podczas planowania własnych podróży. Zapraszamy! 🙂

Newsletter

Zapisz się do newslettera

ZYSKAJ DOSTĘP DO UKRYTYCH TREŚCI NA NASZYM BLOGU

Popularne posty

Madera – nasze TOP 10
Kutaisi i okolice w 5 dni
Albania All Inclusive
Durres gdzie zjeść?

Najnowsze wideo

Tajemnice piramid Zobacz wideo